Zatracamy się. Zamykamy w swój kokonik, gdzie jedyną miarą upływającego czasu jest zamykanie i otwieranie oczu. Dlaczego tak się dzieje, nie wiemy. Może los tak chciał, może inni przyłożyli do tego ręce, może sami obraliśmy taki kierunek? Stwierdzamy, że jesteśmy zmęczeni. Pytanie, czy jesteśmy zmęczeni od wczoraj, od tygodnia, czy może od pół roku?
Mamy szybsze tętno, płytki oddech i palpitacje serca, choć nic po nas nie widać. Pijemy kolejną kawę i czujemy, jak zalewa mieszaninę myśli, odczuć i emocji, jakimi wypełniona jest nasza głowa. Przestajemy łączyć fakty. Przestajemy chcieć. Przestajemy widzieć. Ba! My już nawet nie patrzymy. Wszystko zachodzi mgłą.
Rozumiesz to?
Ja rozumiem. Odkładam kawę. Odkładam telefon. Odkładam innych. Odkładam siebie.
Zamykam oczy i sprawdzam, czy żyję, czy bije mi serce, czy jeszcze oddycham.
Przypominam sobie, co kocham i za czym tęsknię.
Dokładnie, kawałek po kawałku, zapach po zapachu, smak po smaku, emocja po emocji.
Otwieram oczy i już jestem spokojniejsza.
Byleby tylko w tym życiu nie zatracić prawdziwego siebie, bo jeśli zatracimy siebie, zatracimy wszystko.